Aktualności
-
22 maja 2015 w siedzibie Łomżyńskiego parku Krajobrazowego Doliny Narwi w Drozdowie odbyło się spotkanie dla nauczycieli powiatu łomżyńskiego w ramach kampanii na rzecz ochrony różnorodności biologicznej w krajobrazie rolniczym pt. "Pola tętniące życiem".
Co ciekawego dzieje się w przyrodzie krajobrazu rolniczego w poszczególnych miesiącach?
Czy cykl prac polowych ma wpływ na funkcjonowanie przyrody?
Albo na konieczność podejmowanych działań ochronnych?
Postaramy się odpowiedzieć na te pytania w naszym cyklu opisującym co dzieje się w przyrodzie w poszczególnych miesiącach.
W marcu czujemy pierwsze tchnienia prawdziwej wiosny. Oczywiście, tu i ówdzie jakaś bazia pojawi się wcześniej, czy rozwinie się jakiś pąk, ale dopiero w marcu mamy do czynienia z małą, wiosenną eksplozją. Przyrodnicy zauważają przede wszystkim przylot ptaków.
Pierwsze, już w lutym, pojawiają się skowronki, czajki i żurawie. W tym roku (czyli w roku 2016) pojawiły się one już w styczniu! Po nich, zwykle na początku marca, witamy kuliki wielkie, potrzosy, kopciuszki, szpaki czy pliszki siwe. A potem pojawiają się inne gatunki. Jakie ma to znaczenie dla przyrodników? Wszelkie sztuczne miejsca gniazdowe muszą być już gotowe. Nowe budki muszą już wisieć, stare być wyczyszczone i wyremontowane, wszelkie prace przy gniazdach bocianów muszą być zakończone.
Nie znaczy to, że w marcu nie możemy zrobić niczego pożytecznego dla przyrody. Możemy na przykład sadzić wierzby.
Najprościej jest wsadzić w ziemię wierzbową witkę. Ale – nie zawsze się przyjmują, i oczywiście długo musimy czekać na wyrośnięcie drzewa. Dlatego lepszym sposobem jest wykorzystanie prostej, kilkumetrowej gałęzi (nazywanej żywokołem), jaka nam pozostała z zimowego ogławiania. Korzyść – mamy od razu kilkuletnie drzewo, o wysokości takiej, jaką sobie zaplanowaliśmy.
Warto też zadbać o jak największą szansę na przyjęcie się żywokołu. W tym celu na miesiąc wkładamy jeden koniec do wody. Może to być wiadro z wodą, może to być rów czy sadzawka. Po miesiącu mamy żywokoły z korzeniami! Po zasadzeniu musimy zadbać o to, aby sadzonki nie przeschły. Niestety – jak jest sucho, trzeba podlewać.
Nadchodzi luty – zima w pełni, ale powoli zbliżamy się do kolejnego sezonu wiosenno-letniego. Jest ostatni moment, aby o tym pomyśleć.
Wielu z nas pomaga ptakom wieszając budki lęgowe. Pamiętajmy jednak, aby o takie budki zadbać. Późną jesienią lub zimą trzeba zajrzeć do budki i usunąć stare gniazda ptaków. Inaczej budka się zapcha i nie będzie wykorzystywana! A jeżeli ptaki zdecydują się na założenie kolejnego gniazda, będzie ono bardzo blisko otworu wlotowego. |Grozi to wyciągnięciem przez drapieżniki piskląt przez ten otwór. Kuny czy koty mają dość długie łapki!
A przecież budki mogą być zajęte także przez np. szerszenie. Budka wypełniona ich gniazdem nie będzie zajęta przez szereg lat.
Czyszcząc budki warto także zwrócić uwagę na ich stan techniczny. Czy są dobrze zamocowane do drzewa, czy któraś ścianka nie grozi odpadnięciem. Przecież nie chcemy, aby w środku sezonu lęgowego całość spadła z drzewa albo się rozsypała! Taki remont to często dobicie kilku gwoździ, zatem czasu dużo nie zajmuje.
Oprócz remontu budek już wiszących warto powiesić nowe. Postarajmy się, aby były one dobre – to znaczy, aby ptaki bezpiecznie wyprowadziły z nich pisklęta. Na co przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę kupując lub konstruując budkę?
Po pierwsze – budka musi być głęboka. W przypadku małych ptaków od otworu do dna musi być minimum 20 cm, zaś w budce szpaczej – ponad 26. W takim „domku” będą bezpieczne.
Po drugie – otwór wlotowy musi być odpowiedni. Dla małych ptaków – ok. 33 mm (chyba że chcemy przywabić sikorę modraszkę – wówczas 28 mm), dla szpaka ok. 47 mm. Większe otwory ułatwiają działania drapieżnikom!
Po trzecie – jeżeli dzięcioły mają w naszej okolicy zwyczaj rozkuwania budek (czyli powiększania otworów), dobrze jest przybić niewielką blaszkę wokół otworu wlotowego. W ten sposób zwiększymy trwałość budki.
Po czwarte – otwór wlotowy powinien być jak najdłuższy, to znaczy deski w tym miejscu muszą być jak najgrubsze. W przypadku szpaka zalecamy trzy warstwy dwucentymetrowej deski – w takiej sześciocentymetrowej rurce drapieżnik nie zegnie łapy, przez co uniemożliwimy mu dostanie się do gniazda.
Więcej o budkach można poczytać na naszej stronie internetowej: http://bocian.org.pl/schronienia
Styczeń to zwykle zima w pełni. Śniegi, mrozy... Ostatnio jednak bywa z tym różnie. Zimy nie są śnieżne i mroźne, co powoduje zmiany zachowań zwierząt. Coraz częściej obserwujemy w Polsce zimujące ptaki, które powinny przebywać w „ciepłych krajach” – np. w Afryce. Przyspieszany jest też powrót z zimowisk. Jednakże wegetacja zamiera, co sprawia, że zima to dobry okres do ogławiania wierzb.
Głowiaste wierzby są wytworem rąk ludzkich. Poprzez systematyczne przycinanie odrastających gałęzi tworzy się charakterystyczny kształt – niski pień zakończony „głową”, z której wyrastają cienkie gałęzie. Taka wierzba jest bardzo cenna w krajobrazie – oprócz walorów krajobrazowych pełni ważną funkcję w przyrodzie. W spróchniałej głowie znajdują schronienie oraz miejsca na gniazda liczne ptaki czy ssaki, żerują w niej chrząszcze zjadające próchno...
Gdybyśmy chcieli posadzić wierzbę, najlepiej jest wykorzystać nie cienką witkę, ale gruby (o średnicy 10-15 cm) kawałek gałęzi. Jej długość zależy od tego, jak wysoką wierzbę chcemy mieć – zwykle jest to 3-4 metry. Następnie zaczynamy przycinać gałązki. W roku posadzenia usuwamy wszystkie, poza znajdującymi się na szczycie. Następnie, przez 10 lat, usuwamy wszystkie gałązki co rok lub co dwa lata. W przypadku starszych drzew ogławiamy je co około 5 lat.
Tak jak napisaliśmy, ogławianie prowadzimy późną jesienią i zimą – między listopadem a lutym. Kiedyś obcięte gałęzie wykorzystywane były w przeróżny sposób – najcieńsze służyły do wyplatania koszy i koszyków, z grubszych stawiano ogrodzenia, zaś najgrubsze przeznaczane były na opał. Obecnie ich wykorzystanie jest dużo mniejsze, ale warto nie zapominać o ogławianiu. Niestety, gdy gałęzie są zbyt duże i ciężkie, dochodzi do rozłamania pnia i drzewo ginie.
Grudzień zwykle jest początkiem zimy. Na polach i łąkach nie ma dużo pracy – tradycja mówi, że od Świętego Marcina, czyli 11 listopada, mamy przerwę w pracach polowych. Często leży już śnieg (chociaż ostatnio z tym jest różnie).
Jak wiemy, wiele ptaków odlatuje z Polski. Przede wszystkim nie mogą tu znaleźć pokarmu. Niestety, w ostatnich latach niektóre gatunki „zauważyły”, że blisko człowiek można znaleźć coś do jedzenia przez cały rok. Jedne odkryły wysypiska śmieci i na nich się dożywiają. Inne czekają aż ludzie im sypną coś do jedzenia.
W miastach najłatwiej zauważalne są kaczki krzyżówki w parkach oraz łabędzie na wodzie. Przez podrzucanie im jedzenia już jesienią, jeszcze przed mrozami i opadami śniegu, zachęcamy je do pozostania i zrezygnowania z odlotu na południe. A kiedy przychodzą prawdziwe mrozy, ludzie często zapominają o karmieniu, albo karmią nieodpowiednią karmą (np. chlebem). Kończy się to tragicznie.
Na terenach wiejskich najbardziej rzucają się w oczy pozostałe bociany białe. Dostajemy bardzo dużo telefonów w tej sprawie z prośbą o interwencję – często już w październiku. Czy w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze zdrowym ptakiem, interwencja rzeczywiście jest potrzebna?
Przede wszystkim jest bardzo trudna. Spróbujmy złapać zdrowego bociana... Po prostu nie da się. Ponadto, póki nie ma śniegu, bocian znajdzie sobie coś do jedzenia, chociażby na śmietnikach. A póki znajduje pożywienie, będzie sprawnie latał. Jeżeli sprawnie lata, może jeszcze odlecieć – może to młody ptak z późnego lęgu, który nie zdążył się zabrać z pozostałymi, gdyż jeszcze brakowało mu sił? A jak się wzmocni to odleci?
Problem zaczyna się wraz z pojawieniem się pokrywy śnieżnej – wówczas znalezienie czegokolwiek do jedzenia staje się niemożliwe. Wtedy interwencja jest możliwa i często konieczna. Trzeba obserwować takiego ptaka, czy jest w dobrej kondycji. Np. czy nocuje na wysokich obiektach, czy zaniepokojony odlatuje, a nie odbiega. Znane są przypadki przezimowania bocianów w Polsce bez pomocy ludzi. Wystarczy, że znajdą wysypisko śmieci, na którym często są wyrzucane odpadki mięsne, i będą miały ość pożywienia.
Jednak częściej pokarm przestaje być dla nich dostępny. Po kilku dniach ptaki słabną, można je złapać i odtransportować do azylu dla ptaków. Pamiętajmy, że bociany są ptakami niebezpiecznymi – mają ostry i mocny dziób! Dbajmy więc o to, aby nasza twarz nie była w jego zasięgu! Więcej na temat chwytania i transportowania bocianów można przeczytać w naszym poradniku.
Listopad w Polsce bywa różny. Czasami ciepły i słoneczny, a czasami już na dzień Wszystkich Świętych mamy głęboki śnieg. Warto zatem już pomyśleć o dokarmianiu ptaków.
Jakie są ogólne zasady dokarmiania? Najważniejsza brzmi: jak zaczniemy dokarmiać, nie przestawajmy do końca zimy. Ptaki łatwo się przyzwyczajają, gdzie można znaleźć pożywienie, i później, zwłaszcza w krytycznych momentach (duży śnieg, silne mrozy), przylatują po pewną pomoc. I jak wówczas nie dokarmimy, to będzie tragedia.
Kiedy zacząć dokarmiać? Dopiero wówczas kiedy ptaki nie mogą znaleźć pokarmu, czyli jak spadnie pierwszy, większy śnieg.
Klasyczny karmnik wypełniony słonecznikiem wszyscy znamy. Ziarna słonecznikowego trzeba mieć spory zapas – mi w mieście idzie ok. 50 kg! Oczywiście można też podrzucać inne ziarna – zboża, rzepik, rzepak, len, mak, pestki owoców czy dyni. Pokrojone owoce, jak np. jabłka, będą znakomitym uzupełnieniem, np. dla kosów, kwiczołów czy jemiołuszek. Słonina i różnorodne mieszanki tłuszczowe – tak, pod warunkiem, że nie mają soli i tłuszczy roślinnych. To jest podstawa tego, czym dokarmiamy.
Ale dokarmiać można też inaczej. Pamiętajmy o ptakach polnych, np. kuropatwach. Zima jest dla nich bardzo ciężkim okresem i warto im pomóc. Dokarmiać je ziarnem trzeba na polu, w miejscu, którego śnieg nie zasypie. Najlepiej stworzyć takie miejsce, robiąc schronienie w postaci prostego „namiociku” z drewna o wymiarach jeden metr z każde strony. Wówczas kuropatwy będą mogły się do niego schować, a śnieg tam nie napada.
Jesienią trwają odloty ptaków. Wiele gatunków odlatuje bardzo szybko – kończą lęgi i w drogę. Kuliki wielkie, o których już pisaliśmy wielokrotnie, odlatują nawet po niedokończonych, straconych lęgach – jedna z naszych samic zaopatrzonych w nadajnik pojawiła się na zimowisku już w połowie czerwca! Jednak większość ptaków odlatuje we wrześniu lub październiku.
Niektórych przelotów nie zauważamy. Bardzo dużo małych ptaków leci w luźnych stadach, najczęściej nocą. U nielicznych zauważamy gromadzenie się w duże grupy prze odlotem (np. u jaskółek czy szpaków) i pewnego dnia po prostu znikają. Podobnie trudno jest zauważyć odloty ptaków drapieżnych. Myszołowy czy krogulce tworzą bardzo luźne stada i tylko wprawni obserwatorzy, którzy potrafią godzinami wpatrywać się w niebo, mogą je dostrzec. Leci jeden myszołów, potem drugi, potem dwa kolejne... Po kilka czy kilkanaście gromadzi się czasami w kominie powietrznym, gdzie nabierają wysokości. Ale wylatują z niego już pojedynczo.
Zupełnie inna sytuacja jest z bocianami. Wszyscy znamy tzw. sejmiki – różnej wielkości grupy gromadzące się na łąkach. Zlatywanie się ptaków z okolicy trwa nawet kilka dni – często nocują on wspólnie na bezpiecznej dla nich wysokości, np. na słupach energetycznych czy na drzewach. Później odlatują.
Jednak odlot bocianów mamy już za sobą. Natomiast teraz, w październiku, możemy obserwować zlotowiska żurawi. Są one dużo bardziej okazałe – miejsc gromadzenia się tych ptaków jest dużo mniej, zatem i stada są dużo większe. W ciągu dnia ptaki rozlatują się, aby żerować przed wędrówką, a na noc wracają na wspólne noclegowisko. Największe polskie zgrupowania liczą tysiące ptaków, np. na mazurskich Bagnach Nietlickich.
Takie zgrupowania żurawi to nie tylko zebranie się przed wędrówką. Tu ptaki dobierają się w pary, które przystąpią do lęgów w kolejny roku. Sparowane ptaki razem lecą na zimowiska i razem z nich wracają. Jak zatem widzimy, mimo że ptaki dopiero skończyły okres lęgowy, już myślą o kolejnym.
Wart wiedzieć, że na zimę odlatują z Polski nie tylko ptaki. Wiele gatunków nietoperzy zimuje w południowej i zachodniej Europie, a zimujące w Polsce też często lecą 100 czy 200 km na zimowiska. Migrują także owady – kilka gatunków motyli nie jest w stanie przetrwać w naszym kraju zimy, odlatując do północnej Afryki. Tak czynią rusałki: osetnik i admirał, które wiosną masowo przylatują do Europy a Afryki.
Wrzesień jest zwykle ciepłym miesiącem. Pola już w większości są puste – pozostają na nich jeszcze tylko ścierniska. Przed nami (albo już za nami) orka. Po zaoranych polach chodzą ostatnie bociany, gromadzą się żurawie i inne ptaki – nadchodzi pora ich odlotu.
Jednak przed orką nachodzi czasami taka myśl: a może by ściernisko wypalić? Spalona słoma szybciej się rozłoży, będą korzyści... Albo chociaż pozostałą i nikomu niepotrzebną słomę...
Czy tak jest na prawdę? Przede wszystkim musimy pamiętać, że wypalanie czy łąk, czy ściernisk, jest zabronione. Oprócz otrzymania kary można stracić dopłaty bezpośrednie. No i najważniejsze – można utracić kontrolę nad ogniem. Wystarczy mocniejszy podmuch wiatru, a wówczas bardzo łatwo może się on przenieść na inne pola (np. jeszcze nie skoszone), na las czy zabudowania. Straty będą ogromne.
A jak jest z korzyściami? Są iluzoryczne. Pamiętajmy, że wypalenie niszczy glebę. Zabija znajdujące się w wierzchniej warstwie mikroorganizmy, które odpowiadają na przykład za rozkład materii organicznej. Potrzeba kilku lat, aby się odtworzyły. Giną też różne bezkręgowce – chociażby dżdżownice. Te dżdżownice, które pracując całymi tysiącami i milionami spulchniałą glebę i ją użyźniają. Teraz – w sierpniu czy wrześniu – większe zwierzęta są mniej zagrożone, ale i one mogą paść ofiarami wypaleń.
A słoma? Jest na nią wielu chętnych. Wystarczy poszukać – przyjadą, zabiorą, jeszcze jakiś grosz zostawią.
Sierpień to końcówka żniw. Warto zatem zwrócić uwagę na gniazda błotniaków łąkowych, w których duże pisklęta mogą zostać przez kombajny zabite (patrz lipiec)!
Chociaż lato jest w pełni, pierwsze ptaki już odlatują na południe lub zachód, w kierunku miejsc swojego zimowania. Niektóre czynią to już w lipcu, a nawet wcześniej! W roku 2014 okazało się, że kuliki wielkie po stracie lęgu nie powtarzają go, tylko odlatują. 19 czerwca jedna z dorosłych samic posiadających nadajnik umożliwiający jej lokalizację za pomocą sieci GSM rozpoczęła przelot na zachód i po 28 godzinach już znajdowała się nad morzem w północnej Holandii, gdzie spędziła zimę.
Jednak sierpień to już odloty na poważnie. Odlatuje większość kulików, jerzyków (ptaki podobne do jaskółek), jaskółek oknówek i dymówek, pliszek żółtych, dudków czy kukułek. Pod koniec miesiąca jest szczyt odlotów bocianów – możemy zaobserwować ich duże skupienia, zwane powszechnie sejmikami. Gromadzą się najczęściej na bogatych łąkach, gdzie najadają się przed podróżą. A podróżują falami – najpierw odlatują ptaki nie mające w danym roku lęgów, potem tegoroczne młode, a na końcu ptaki dorosłe, które szczęśliwie wyprowadziły lęgi. Te są najbardziej wycieńczone ciężkim latem.
Najczęściej ptaki wcześnie odlatujące lecą daleko. Bociany, kukułki czy jerzyki aż do południowej Afryki, dymówki, oknówki, dudki, pliszki żółte do środkowej części tego kontynentu. Później odlatujące np. czajki czy skowronki lecą tylko do południowej Europy. Oczywiście, ptaki lecące dalej lecą dużo dłużej – startujące pod koniec sierpnia bociany dolatują do celu dopiero po około 3 miesiącach!
Lipiec jest okresem żniw. Od początku miesiąca koszony jest rzepak, później – zboża. Mechanizacja prac spowodowała powszechnie już stosowanie różnego typu kombajnów. Powoduje to, że lęgi ptaków znajdujące się w uprawach są dla koszącego zupełnie niewidoczne. Problemy pojawiają się w przypadku ptaków późno gniazdujących.
Jak już pewnie większość naszych czytelników wie, należą do nich błotniaki łąkowe. Zakładają one gniazda na ziemi, właśnie w uprawach rzepaku i zbóż. W przypadku opóźnionych lęgów, lub wczesnych zbiorów upraw, ich pisklęta są jeszcze nielotne. Przejazd kombajnu to dla nich pewna śmierć.
Co można w takich sytuacjach zrobić? Przede wszystkim musimy znaleźć gniazdo. Następnie śledzimy lęg, aby wiedzieć, czy podczas koszenia pisklęta będą jeszcze w gnieździe. Jeżeli tak, mamy kilka możliwości, z powodzeniem stosowanych przez osoby współpracujące z naszym Towarzystwem.
Jeżeli pisklęta są duże, tuż przed wylotem z gniazda, wystarczy na czas koszenia zabrać je z trasy kombajnu i pozostawić im kępę roślinności (wystarczy 1 metr kwadratowy), pod którą przycupną. Duże pisklęta błotniaka dadzą sobie radę nawet z podchodzących do nich lisem czy psem. A dla rodziców zmiana środowiska nie będzie istotna.
Jeżeli jednak młode są jeszcze niezbyt wyrośnięte, wówczas pozostawienie niewielkiego fragmentu nieskoszonego nie jest dobrym rozwiązaniem. Będzie on wzbudzał zainteresowanie drapieżników, a mniejsze pisklęta mogą się przed lisem nie obronić. Wówczas trzeba wykonać ogrodzenie uniemożliwiające przedostanie się im do gniazda. My grodzimy za pomocą specjalnych dwumetrowych ścianek, ale wystarczające jest otoczenie gniazda ogrodzeniem z siatki np. Izola lub zgrzewanej (o wymiarach 2×2 m). Ptaki nie reagują negatywnie na takie ogrodzenie, a pisklęta są zabezpieczone przed lisami czy wałęsającymi się psami.
Coraz cieplej, czasami gorąco, ale i deszcz czy burza nie są rzadkością. To czerwiec. Gdy popatrzymy na pola czy łąki często widzimy feerię barw – przeplatają się barwy czerwone, niebieskie, fioletowe czy żółte. Często są to tak zwane chwasty, którym chcemy poświęcić trochę uwagi.
Czym są chwasty? To rośliny, które pojawiają się samorzutnie na polach czy łąkach i często są przez nas niepożądane – obniżają wielkość plonów, mogą być trujące... Mechanizacja i chemizacja rolnictwa doprowadziły niektóre z tych roślin na skraj wymarcia. Chabry bławatki czy maki są ciągle bardzo pospolite, ale np. kąkole? W wielu regionach Polski spotkać już ich nie można.
Znamy chwasty ściśle związane z jednym gatunkiem rośliny. W Polsce jeszcze niedawno uprawy lnu były bardzo powszechne. Można było w nich spotkać gatunki ściśle z nimi związane. Najciekawsze była kanianka lnowa – roślina pasożytnicza, z nasionka której wyrastała siewka, mogąca przeżyć samodzielnie ok. 20 dni. W tym czasie musiała znaleźć len, który oplatała i z którego wysysała potrzebne do życia substancje. Brzmi to okrutnie, ale len dawał radę.
Drugi gatunek to lnicznik właściwy. Niestety, poprzez ograniczenie upraw i intensyfikację zabiegów pielęgnacyjnych (czyli w tym wypadku selekcje nasion lnu, z których eliminowane były nasiona lnicznika) zniknął on nie tylko z naszego kraju – obecnie nie rośnie on nigdzie na świecie!
Można powiedzieć, że maki czy chabry bławatki nie zginą – są przecież wszędzie. Ale... Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kąkol też był wszędzie, ale obecnie zobaczenie go jest nie lada sztuką! Poza tym... Niektóre gatunki chwastów „pomagają” w uprawach – plony z pól z małą ich domieszką są wyższe!
Czy można coś zrobić? W zachodniej Polsce, a także w zachodniej Europie tworzone są zachowawcze hodowle tych roślin. Np. przy Muzeum Wsi Opolskiej można obejrzeć kilkanaście gatunków ginących roślin. A my? Cóż – pozwólmy im rosnąć na miedzach czy ugorach, a czasami także w uprawach. Niech upiększają nasze wsie.
Nadszedł maj. Wiosna w pełni, czasami jest bardzo gorąco. Większość ptaków zajęta jest lęgami, ale ostatnie gatunki przylatują do Polski dopiero teraz. Obserwujemy szczyt przylotów np. błotniaka łąkowego, pokląskwy i słowików, ale pojawiają się też ostatni wędrowcy. Na początku maja możemy zobaczyć pierwsze gąsiorki i pokrzewki jarzębate.
Jedne zwierzęta spędzają zimę w tropikach, inne decydują się na przespanie jej w Polsce. Wiosną rozpoczyna się wielkie wybudzanie. Z płytkich zbiorników wodnych słychać kum... kum.... kum... To kumaki. Są już w pełni wybudzone i rozpoczynają okres godów. Budzą się też chomiki, które zimę spędziły pod ziemią w norach.
W drugiej połowie maja najczęściej ma miejsce pierwszy pokos łąk. Niestety – jest to okres wysiadywania jaj przez ptaki lub nawet wodzenia piskląt. Gatunki zakładające gniazda wśród traw mają dużo większe problemy niż te gniazdujące w uprawach. Zboża czy rzepak zbierane są dużo później i większość piskląt jest już lotna. Natomiast w maju lęgi są najczęściej na wczesnym etapie. Najgorsze jest to, że nawet działania ochronne, prowadzone przez przyrodników, są bardzo mało skuteczne. W okresie wysiadywania ptaki są bardzo nieufne i często niewielka ingerencja w okolicy gniazda powoduje porzucenie lęgu. Gdybyśmy zatem chcieli ochronić gniazdo, trzeba byłoby pozostawić bardzo duży fragment nieskoszonej łąki, a to często jest niemożliwe. Łatwiej jest np. podczas żniw – w lipcu, kiedy np. pisklęta błotniaków łąkowych są duże, wystarczy im pozostawić 1 metr kwadratowy nieskoszonej uprawy!
W przypadku ptaków wodzących pisklęta jest nieco łatwiej – pamiętajmy, aby dać im szansę ucieczki z łąki i nigdy nie kośmy od zewnątrz do środka! Najlepiej zacznijmy w środku i spiralnie oddalajmy się od niego. Pozwolimy wówczas na ucieczkę nielotnych ptaków z koszonego fragmentu na inny!
Jak jest w kwietniu – wszyscy wiemy. Raz ciepło, raz zimno (a czasami nawet śnieg grubą warstwą leży). Znane wszystkim przysłowie mówi prawdę. Jednak dla przyrody to już wiosna, a ta jest krótka. Trzeba się budzić do życia.
Kwiecień to okres przylotu wielu ptaków. Pierwsze bociany pojawiają się pod koniec marca, ale większość pojawia się teraz. Zaczynają budować gniazda – najczęściej poprawiają stare, ale młode ptaki budują nowe. Pamiętajmy, że ptaki jednoroczne czy dwuletnie budują gniazda „na próbę” – małe, w których nie dochodzi do lęgu. Dopiero starsze bociany budują właściwe, trwałe gniazda.
W tym samym miesiącu obserwujemy szczyt przylotu pliszki siwej, rycyka, kulika wielkiego i czajki. Przylatują gatunki późniejsze – pliszka żółta, jaskółki, błotniak łąkowy, derkacz, słowiki, przepiórka, dudek, pokląskwa – chociaż ich przylot będzie trwał jeszcze w maju. Pojawiają się także ostatnie skowronki.
Po przylocie ptaki muszą zabrać się za lęgi. Większość z tych, które są już w Polsce, zaczyna właśnie w kwietniu, rzadko pod koniec marca. Niepewna pogoda nie zachęca do wcześniejszych prób. Znaczy to, że pod koniec kwietnia mogą pojawić się pisklęta małych gatunków ptaków. Oczywiście są wyjątki – kruki składają jaja pod koniec lutego, a puszczyki mogą nawet w styczniu!
Kwiecień to także okres masowego pojawiania się płazów w zbiornikach wodnych. Pierwsze traszki, ropuchy szare czy żaby brunatne pojawiają się już w marcu, ale dopiero teraz są tam masowo, pojawia się także pierwszy skrzek. Jednocześnie możemy zaobserwować pierwsze kumaki nizinne i grzebiuszki ziemne.